Markos Markos
403
BLOG

Partia Razem - rozbijanie ideologicznego duopolu

Markos Markos Partia Razem Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Przez ostatnie 25 lat w Polsce utrwalił się stały podział sceny politycznej - na obóz liberalny i obóz konserwatywny. Obydwa te obozy mają jedną wspólną cechę: wykluczają niemałą część społeczeństwa z procesu demokratycznego.

Jeśli chcesz Polski, która chce wyrwać się z peryferyjności gospodarczej i dbać o własne narodowe interesy, musisz jednocześnie wierzyć w zamach smoleński i akceptować różne ideologiczne bzdury Twojego obozu politycznego.

Jeśli natomiast nie ograniczasz definicji Polaka do katolika i konserwatysty, to każą Ci popierać podatek liniowy, przywileje dla zagranicznych banków, czy prymat mitycznego "wolnego rynku" nad dobrem społecznym, np. w dziedzinie edukacji czy służby zdrowia.

Z niezgody na ten dwubiegunowy podział sceny politycznej narodziła się, w sposób całkowicie oddolny partia Razem, znana Polakom głównie z występów Adriana Zandberga, charyzmatycznego członka partii, który jednak nie jest jej liderem. Co odróżnia Razem od innych ugrupowań działających na scenie politycznej, to w pełni demokratyczna struktura. Jest to wyraźna zmiana jakościowa - partia nie formuje się wokół lidera, którego można łatwo skompromitować, np. poprzez służby specjalne i tym samym rozbić partię i przejąć kontrolę nad nią, a wokół idei.

Czym jest słowo Razem w nazwie partii? Odnosi się do zapomnianych czasów pierwszej Solidarności, gdzie istniała wspólnota społeczna.

Razem to nie razem z establishmentem, a razem z:

  • związkami zawodowymi
  • pracownikami (zarówno tymi etatowymi, jak i tymi na półlegalnych i niemoralnych umowach śmieciowych)
  • wrażliwymi społecznie oraz stosującymi się do Kodeksu Pracy przedsiębiorcami
  • lokatorami reprywatyzowanych kamienic
  • niepełnosprawnymi
  • mieszkańcami zdegradowanych terenów popegerowskich

I listę innych grup społecznych, niereprezentowanych przez obecny establishment można ciągnąć by długo. Jest zatem lewicą stawiającą na odbudowę wspólnoty, tego, co zostało zniszczone w ciągu transformacji ustrojowej. Pierwszą niekomunistyczną lewicą w Polsce po 1939r, w prostej linii odnoszącą się do dziedzictwa PPS.

Lewica (z nazwy) przez ostatnie ćwierćwiecze współdziałała ze wszystkimi, tylko nie z osobami wykluczonymi. W efekcie czego przestała być potrzebna, bo nie reprezentowała nikogo, za wyjątkiem grupy osób uprzywilejowanych, którym nie pasował zbytni konserwatyzm światopoglądowy pozostałych partii liberalnych. Twój Ruch jest w rozsypce, postkomuniści też już nie istnieją. Za granicą partie lewicowe, które uwierzyły w koniec historii Fukuyamy i do niej dostosowywały politykę, są również w odwrocie. To doprowadziło Polskę do dzisiejszej hegemonii prawicy. Reakcją na to nie może być rozpaczliwa próba obrony tego, co było (polecam przestudiować casus węgierski, gdzie opozycja od kilku lat nie jest w stanie niczego realnie zdziałać), ale zaproponowanie takiego modelu, w którym demokracja nie będzie jedynie fasadą i dodatkowo nikt w społeczeństwie nie będzie czuł się wykluczony. 

Znalazło to swoje odzwierciedlenie w stosunku członków partii Razem do KOD:

http://strajk.eu/wykleci-obroncy-demokracji/

Z antypisowskich okrzyków można też zrozumieć, że przez ostatnie 25 lat mieliśmy w Polsce jakieś „państwo prawa”, które teraz dopiero, pod wpływem działań Prawa i Sprawiedliwości – działań histerycznych i szkodliwych, trzeba to powiedzieć – jest zagrożone. Powstaje pytanie, gdzie byli nowi bohaterowie „Gazety Wyborczej” czyli rozdzierający szaty politycy .Nowoczesnej, kiedy kompletnie wbrew prawu rozkradano państwowy przemysł (pro-tip: w zarządach spółek)? Gdzie był Tomasz Lis, kiedy w 2011 r. w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach zamordowano działaczkę lokatorską i ofiarę dzikiej reprywatyzacji, Jolantę Brzeską, a prokuratura najpierw przez dwa lata prowadziła śledztwo pod kątem samobójstwa, a potem umorzyła sprawę? Dlaczego wtedy nie znalazł czasu, żeby pochylić się nad gwałtem na państwie prawa?

Czy wreszcie ci, którzy płaczą dzisiaj nad rozszarpywaniem konstytucji, czytali art. 66 ustawy zasadniczej, który stwierdza, że „pracownik ma prawo do określonych w ustawie dni wolnych od pracy i corocznych płatnych urlopów”? Dlaczego fakt, że tysiące ludzi w Polsce ów zapis nie dotyczy, nie wywołuje w nich oburzenia? Co z art. 68, którego pierwszy punkt głosi „każdy ma prawo do ochrony zdrowia”? Czy przypadkiem to, że 7 proc. Polaków nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, nie stanowi pewnej przeszkody w jego realizacji? Czasem mam wrażenie, że gdyby Lisowi podsunąć polską konstytucję bez podpowiadania, co to za dokument, uznałby ją za lewacki bełkot.

Markos
O mnie Markos

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka